MALINA I GRUDZICE

ZBIÓRKA

Data: 02 kwietnia

Godzina: 9.20

Miejsce: Przystanek Malina – Centrum (dojazd autobusem linii nr 14)

TRASA

centrum Maliny stawy Malina I i Malina II Grudzicki Grąd centrum Grudzic Las Grudzicki

RELACJA

Sobotni poranek w Opolu. Za oknami dostrzec można całkiem ładną pogodę, a gdy człowiek wychodzi na zewnątrz, przekonuje się, że to na szczęście nie jedynie złudzenie, a fakt: słońce świeci radośnie, lecz nie praży w strudzone czoło, wiatr muska twarz, a nie uderza mrozem po kościach, jak jakiś powietrzny bicz. Idealna aura na wycieczkę.

Nie tylko ja tak pomyślałem. Po krótkiej podróży w towarzystwie organizatora i pomysłodawcy wyprawy Łukasza Berlika około godziny dziewiątej znaleźliśmy się w Malinie. Pierwsze dziesięć minut – nieco nerwowe, bo choć w centrum Maliny nie staliśmy sami, to jednak liczyliśmy na jeszcze co najmniej kilku współtowarzyszy wędrówki. Czekamy, czekamy, a dzielnica Opola jakby budzi się do życia – tu i tam pojawiają się przechodnie, tu ktoś przejedzie autem. Niestety – nie wszyscy zostają z nami, lecz niedługo po tym, jak autobus linii numer 14 odjeżdża, wysadziwszy wcześniej na przystanku podróżnych, liczymy się nawzajem. Jest nas dwanaścioro (wkrótce dołączył jeszcze trzynasty uczestnik) – grupa ludzi w różnym wieku i różnej płci. Wszystkich łączą zainteresowania i chęć spędzenia tego sobotniego dnia na radosnym maszerowaniu, pomimo tego, że przecież jest jeszcze wcześnie i można by nieco dłużej pospać... W końcu około 9.30 Łukasz ogłasza otwarcie pierwszej opolskiej wycieczki przyrodniczo-historycznej!

I tak rozpoczyna się nasza wędrówka – najpierw część historyczna. Zaczynamy od kapliczki z XVIII wieku, przechodzimy pod pomnik poległych żołnierzy Armii Czerwonej, który pierwotnie był monumentem poświęconym zabitym na frontach I wojny mieszkańcom Maliny. Tu wspominamy urodzonego w tej dzielnicy śląskiego rozbójnika Wincentego Eliasza, który wraz ze swoim druhem Karolem Pistulką ze Strzeleczek w XIX wieku ograbiał kiesy bogaczy, a zrabowanymi pieniędzmi dzielił się z biedniejszymi mieszkańcami Śląska. I proszę, zazdrościmy Brytyjczykom Robin Hooda, a przecież mieliśmy własnego, (od 1959 roku) opolskiego!

Teraz czas na troszkę dłuższą wędrówkę i zmianę klimatów, na przyrodnicze. Po kilku minutach dostrzegliśmy majestatycznie szybujące po niebie błotniaki stawowe, a później na naszej trasie ujrzeliśmy jeszcze wiele innych gatunków ptaków, w tym: dymówkę, skowronka, wronę siwą, grzywacza, rudzika, pliszkę siwą, pustułkę, myszołowa... A to przecież nie koniec, bo na stawach pływały łyski, perkozy dwuczube, trzy gatunki kaczek: krzyżówka, świstun i czernica, a krótkie boje toczyły ze sobą łabędzie nieme! Uf, kto by pomyślał, że aż tyle ptactwa uda się nam zobaczyć? Na podglądaniu życia tej pierzastej ferajny upłynął nam niemalże cały pobyt nad stawami Malina I i Malina II – godzina minęła jak sekunda, a przecież trzeba iść dalej...

Minąwszy łąki, ruiny budynków, należących niegdyś do Opolskich Zakładów Eksploatacji Kruszywa, gdzie w niesamowitej unii natury i cywilizacji pośród gruzów rosną kwiaty, a także aleję drzew przy ulicy Podlesie, docieramy do Grudzickiego Grądu. Tu Łukasz tłumaczy, czym jest grąd (i uzupełnia, że ten konkretny grąd jest jednym z trzech użytków ekologicznych na terenie miasta), a gdy przemierzając leśne ścieżyny wytężamy słuch, słyszymy śpiewy zięby, pełzacza ogrodowego i pierwiosnka (były też bogatki!).

Droga prowadzi nas do centrum Grudzic, dzielnicy, w której w okresie międzywojennym działało Towarzystwo Młodzieży Polsko-Katolickiej. Przyglądamy się szkole, w której murach uczono wówczas w języku polskim, a pierwszy etap naszej wycieczki kończymy przed głazem pamiątkowym, który dumnie obwieszcza, że Grudzice mają już co najmniej 793 lata (i w tym miejscu przypominamy, że z Grudzic pochodzi pierwszy indywidualny mistrz świata na żużlu Jerzy Szczakiel).

Ku naszemu zdumieniu jeden z najmłodszych uczestników wyprawy, choć przecież wędrował już trzy godziny, wyraził chęć kontynuowania wycieczki, pragnął bowiem dzielnie wkroczyć do lasu i pokonać osiem kolejnych kilometrów. Ostatecznie jednak mali eksploratorzy wracają wraz z Mamą do domu, a my ruszamy dalej, mijając rzeczkę Malinę. Po drodze nad naszymi głowami przelatują jeszcze cztery żurawie – no proszę! Taki widok robi wrażenie. I oto rozpoczyna się drugi etap wycieczki – Las Grudzicki.

A Las Grudzicki to nie byle co! To projektowany obszar chronionego krajobrazu, a część lasu, którą odwiedziliśmy, znajduje się jeszcze w granicach miasta. No i jest całkiem spory, tak więc przemierzaliśmy jego ścieżki niemalże do godziny szesnastej. W trakcie tego przemierzania słyszeliśmy (lub widzieliśmy) rozmaite ptaki, m.in. sosnówkę, piecuszka i dzięcioła dużego. A to nie koniec atrakcji, bo najciekawsza obserwacja tego dnia czekała na nas na samym końcu, niczym jakaś nagroda dla przyrodnika czy przysłowiowa wisienka na torcie – przy zbiorniku śródleśnym czekały na nas bowiem ropuchy szare w ampleksusie (dobrze, że dzieci tego nie widziały!).

I takim oto mocnym akcentem zakończyła się pierwsza z cyklu Opolskich Wycieczek Przyrodniczo-Historycznych. Przebyliśmy prawie 12 kilometrów. Zadowoleni opuściliśmy zielone korytarze i wróciliśmy do naszych czterech ścian, by kontemplować to, co ujrzeliśmy na łonie natury, i by z nadzieją wypowiedzieć takie oto życzenie na przyszłość: „oby kolejne wycieczki były tak samo udane... a najlepiej – żeby były jeszcze lepsze!”. Z nadzieją, że się spełni. Choć w sumie – jesteśmy pewni, że tak będzie.

Tekst: Olaf Pajączkowski